wtorek, 22 grudnia 2015

Wszyscy jesteśmy Małymi Doboszami bez względu na epokę i religię

Horus, Attis, Dionizos, Kriszna, Mitra, Jezus i inni
Jak przez wieki personifikujemy ale czy to jest najistotniejsze?

Wszyscy jesteśmy Małymi Doboszami, wszyscy utraciliśmy coś cennego w życiu bardziej lub mniej boleśnie. Pragniemy z dziecinną naiwnością, tak samo we wszystkich epokach, by ten dzień, ten wieczór wigilijny, przyniósł nam cudowną przemianę na życie, na lepsze życie, na powrót szczęścia, etc.

I tak się stanie jeśli tylko szczerze zechcemy – bo cokolwiek i czemukolwiek przypiszemy nasze pragnienia, to najważniejsze, by płynęły z naszej głębi, z nieskazitelnego człowieczeństwa. Jakkolwiek by mogło się ono wydawać mitem. Nie jest nim, jeśli w to głęboko wierzymy i pragniemy. Życzę wam i sobie byśmy zawsze pozostawali dobrymi ludźmi, starali się być i żyć szczęśliwie, nawet w nieszczęściu.


Wkrótce cudowna noc,
a raczej w naszej kulturze wieczór.


Oczywiście chodzi o Wigilię. Pełną ciepła wieczerzę tak wrosłą w Polską tradycję, w nas samych że trudno chyba sobie wyobrazić że mogłoby być inaczej. W całej kulturze kręgu europejskiego Boże Narodzenie to czas pokoju, miłości i dobra. Nikt nie powinien być tego wieczoru, czasie samemu i sam. To dla zagubionego wędrowca kładzione jest dodatkowe nakrycie przy stole … To piękny zwyczaj, ale i nie tylko ten. Wydaje się na ten czas że religia, wiara odsłania tą lepszą część naszego człowieczeństwa. A w każdym bądź razie tak nam się chce wydawać, i to złudzenie przyjmujemy bezwarunkowo, tarzając się z lubością wręcz w  dziecięcej naiwności. Gdyby tego nie było świat byłby nie do zniesienia, atak … Tak w środku czegoś zimnego, pojawia się iskierka ciepła, i wracamy do chwili narodzin …

No właśnie kogo?! 
Jezusa, odpowie chrześcijanin, nawet bez mrugnięcia powieką. 

Tak nam przekazano z pokolenia na pokolenie i basta. Tak uczono na lekcjach religii, tak przekazywały nam nasze Matki, Babcie, Ojcowie, Dziadkowie etc, etc
Przez wiele lat nie wyobrażałem sobie, że mogło by być inaczej. Teraz po latach wiem, że tego samego dnia świętuje wiele narodów odmiennych kultur i religii. Że historia tego wieczoru i tych dni, które były i są nadal dla mnie tak swojskie i przypisane mojej tradycji, mojej kulturze w której się wychowałem, „zawsze”  były wyłącznie moje, moje, moje  … wcale takimi nie są.

Są dziedzictwem wielu nacji i mają historię o wiele, wiele dłuższą niż kultura, społeczność -naród  i religia w której się wychowałem i się utożsamiam.
W pewnym sensie są dorobkiem wielu cywilizacji, różnych okresów historii a to co dotarło do współczesności czasem jest jedynie echem wierzeń, tradycji o których źródle mało kto wie, lub jest ono niedostępne, bo chroni je czas "przeminiony".

Jest jednak wspólny mianownik który był podstawą moich odkryć, ale zapewne wielu szło tą drogą. Wspólnym mianownikiem jest … astronomia, a precyzyjniej to co się z naszym słońcem w tych dniach dzieje. Syriusz i „Trzej królowie” wskazują gdzie ono tego dnia wzejdzie :o)Tam sięgają korzenie przecudownie ciekawej historii tych dni, a w rezultacie 25 grudnia (według naszego kalendarza :o). Na długo, długo przed Betlejem. Wręcz niewiarygodnie długo.

Od tysięcy lat religie,
nawet te których wyznawcy dawno pomarli zostawiając nam jedynie dowody w postaci hieroglifów, pisma klinowego, obrazów kamiennych rzeźb, etc

Nie będę się tu mądrzył, ten kto zechce, poszuka, i pewnie (jeśli o tym nie wie, zadziwi się szczerze). Moja nie żyjąca (już niestety) znajoma z Pendżabu pisała o tym, jak wystawiają na 25 grudnia (ale to miara europejska, tam wachlują innymi datami – choć ta póki co obowiązuje pono wszędzie, choć pewnie byśmy się zdziwili, że nie wszędzie) 

Więc ta moja znajoma pisała o spektaklach, na 25 grudnia, coś tak jak nasze szopki. Ale te „ichszejsze” są poświęcone dzieciństwu, życiu, i nauczaniu, perypetiom … boga Krishny (Kriszny). Nie wiem czy też w Pendżabie, czy w północno wschodnich Indiach skąd pochodziła.

W każdym bądź razie obchodzą tam na dalekim wschodzie narodziny boga Kriszny. Historia jest zaskakująco podobna do tej jaką my znamy w swojej kulturze. Zły król, nie chce dopuścić do narodzin Kriszny, urządza rzeź noworodków. Była tam gwiazda zwiastująca narodzenie, było niepokalane poczęcie z dziewicy, i „anielskie” zwiastowanie. UWAGA Po narodzeniu dziecka, ojciec słyszy głos, który każe mu uciekać do innego kraju. Natrafiwszy nad rzekę – jej wody rozstępują się … Etc, etc. Było też później zmartwychwstanie i wiele znanych nam skąd inąd wątków. Tyle tylko że chodzi o inny czas (ok. 900 roku p.n.e.) inna kultura, inny bóg.

A to nie koniec udokumentowanych bóstw,
bogów, mesjaszy z podobnymi historiami było co niemiara. Rodzili się 25 grudnia, z matki dziewicy, nauczali wielokroć mając nawet 12 uczniów (wpływ wschodu, Sumerów?!). Czynili cuda, m.in. przywracali do zdrowia już umarłych, chodzili po wodzie, etc. Zdradzani przez przyjaciół, przyjaciela, byli mordowani, pochowani aby trzeciego dnia powstać z martwych. Itp. 

Ciarki przechodzą, nie wierzysz?! No to zerknij chociażby na mityczną postać Horusa. Urodził się 25 grudnia (według naszej miarki) jako syn Izydy. W uproszczeniu z poczęcia w magiczny sposób z poćwiartowanego Ozyrysa, jego narodzinom towarzyszyła gwiazda na wschodzie, trzej mędrcy. Nauczał w młodości (miał ok. 12 lat), w wieku 30 lat został kapłanem,  miał 12 towarzyszy – uczniów z którymi ponoć wędrował. Uzdrawiał chorych, stąpał po wodzie. W wyniku zdrady został zabity – trzeciego dnia zmartwychwstał. 

Attis, Dionizos, Mitra urodzili się 25 grudnia, niepokalanie, czynili znane i przypisywane w naszej kulturze Jezusowi cuda. Umierali by po trzech dniach zmartwychwstać … etc. 

To duże uproszczenie
– ale idzie przebrnąć przez materiały a wtedy przychodzi refleksja nad pragnieniem człowieczym. Nad pragnieniem wszechogarniającego dobra, wygranej światła nad ciemnością, pokonaniem zła, etc.

Wszystko ma swój początek w „narodzinach” naszej najbliższej gwiazdy, nadziei narodzin przyszłego wiosennego ciepła.

Więc połączony tą radością z troglodytami, odzianymi w skóry prapra do entej przodkami, drapiąc się z rozrzewnieniem po szczecinie, kudłach i brzuchu. Pomny wielości kultur przed, pomny wielości opowiadań, dogmatów religii minionych i obecnych. 

Jak dziecko będę się śmiał i płakał przy choince śpiewając kolędy, radował przy rozpakowywaniu prezentów, dzieląc się opłatkiem z innymi wiedząc, że to święto całej ludzkości, w takiej czy innej sukience przybrane.  
Co w gruncie rzeczy nie ważne jakiej, tylko miłość, ciepło, dobro i pokora wobec przeszłości, przeszłej historii. Nie ważne tego dnia jakiej. Bo chciałbym wierzyć, że ludzie są dobrzy z natury i warto czynić dobrze  dobro.


Krzysztof Hajbowicz

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Print Friendly and PDF