wtorek, 24 marca 2015

zastanawiałem się czy to zamiescić tutaj, ale to dobre miejsce...

Zastanawiałem się czy to zamiescić tutaj w BLOGu, ale to dobre miejsce... Ukazuje wszak naszą rzecywistość i absurd w wielościach postaci, aspektów i kalibrów. Tych śmiesznych, małostkowych i tych  wielkich przerażających, które czasem nie chcą się mieścić w głowie.  

UWAGA!!!
 Do Chrześcijan, Muzułmanów, wyznawców Judaizmu, wyznawców jakichkolwiek religii! Jesli nie masz osiemnastu lat, lub uważasz, że treści zawarte poniżej mogłyby zaważyć, nadwyręzyć i obrazić Twoje uczucia religijne - po prostu tego nie czytaj, i opóść tę stronę koniecznie natychmiast!


A w Pierwomajsku strzelają do ludzi

Mój wstęp do mojego artykułu "Ludzie stamtąd" zamieszczonego poniżej prezentacji zdjęć z obwodu Ługańska, (wersja tego artykułu p.t. "Ludzie zamordowango ukraińskiego mista ..." drukowana była w Gazecie Malborskiej z dnia 11.03.2015 nr 10/1231)

Wojna, terroryzm, agresja do innych narodowości, wyznań - to to moim zdaniem, największy absurd współczesnej cywilizacji. Obrazujący jak bardzo chorym psychicznie jesteśmy... gatunkiem, hm globalnym społeczeństwem chciałem napisać. *(1) przypis tłumaczący poniżej
*(1)
Może nasze ciało migdałowate i hipokamp, nie pisząc o całej reszcie, nie nadążają za zmianami i rozszerzającym się zakresem poznawania. Budząc dysonans poznawczy między tym „co nam wpajano” a tym „co się okazuje”. To budzi kolejne lęki „niezrozumienia”, nieprzyjmowania do wiadomości faktów, a potęguje hołdowanie "przekonaniom". Bo one są "bezpieczne", bo znajome, bo constans. I tu należaloby się doszukiwać  genezy naszej  cywilizacyjnej psychpatyczności. Może, ... ale nie jestem ani neurochirurgiem, ani psychiatrą czy wybitnym psychologiem. Postrzegam to tak, a kosztowąło mnie to lata przemysleń i zdobywania wiedzy w wielu dziedzinach i obszarach. 

Pierwomajsk - zdjęcia Waleii i Sergieja Zawalnych
Wszyscy i agresorzy, i ofiary. Wiem, że brzmi dość dziwnie, ale obrazuje stan w jakim trwamy mówiąc o dzisiejszości "cywilizacja na miarę XXI wieku". W obszarach mordu, bo się nie podobają inne przynależności, punkty widzenia, światopoglądy, etc -  nie różnimy się chyba niczym od zbiorowego psychopaty. 

Zdobywanie terytorium polowań, walka o przetrwanie genów, o żywność, w zachowaniu tak zwanych zwierząt, to humanitarny „pikuś” w porównaniu z tym, co wyczynia dumny cywilizacyjnie Homo Sapiens. 

Ponoć według niektórych nie zwierzę a wyższy etap nad innymi organizmami. Homo Sapiens Sapiens, nawet niegodny tej nazwy, bo jedynie pazury, czy maczugę zamienił na broń chemiczną, czołg, śmigłowce bojowe, etc. 

Zadawanie śmierci wygląda teraz niczym atak mrówek z jednego kopca na drugi, tyle że przy okazji chemią, rozbiciem atomu niszczymy w bezpowrotnie nie tylko kulturę innych kopców, ale cały życiodajny las i łąkę wokół.

Czy to jest wyższy etap cywilizacji?!

Czy tak ma wyglądać  wyższy etap cywilizacji?! Mydlenie oczu współgatunkowcom, że Bóg tak chce … ma usprawiedliwić nasz prymitywizm funkcjonalności wobec innych we współczesnym XXI w.. Czy po prostu może nas jest zbyt dużo i Gaja, Natura, Bóg czy jak kto woli cokolwiek wyższego niż nasze pojmowanie, samo czyści i nie dopuszcza, by ludzkie „robactwo” zatruło wszystko wokoło?!

To zdjęcie mnie porusza i złości - zabici bliscy? Zabici i "."
Zażeraliśmy się wzajemnie od zarania, na malej planetce w większości pokrytej wodą. Na skrawkach lądu gdzie się dało żyć i przetrwać, wymyśliliśmy, że wszystko to czego nie ogarniamy pojmowaniem i malutkim rozumkiem musi pochodzić od „mojego” BOGA, BOGÓW. 

Idąc dalej tym tropem – to nasz BÓG „dał nam prawo” myśleć, że jest tym właściwym i naszym zdaniem jest „przekonać” do tego innych mieszkańców planety. Jeśli nie chcą tego zrozumieć, trudno, to dowód pochodzą od tej złej, ciemnej strony, od szatana – więc trzeba ich zabić, zniszczyć, wymazać.

To mój BÓG, ten z brodą, jest najwyższym BOGIEM, szefem wszystkich BOGÓW, albo jedynym, a cała reszta to myślących inaczej to głupki żyjące w niewiedzy, i trzeba ich nawrócić. 
Bo tamten łysy nie jest BOGIEM, tylko ten mój jest prawdziwy, ten oczywiście z tą brodą.

Kłopot w tym, że ci od tego łysego, myślą podobnie, tylko odwrotnie… no i gotowe. 

Ot myślenie  Homo Sapiens Sapiens „nie, nie Neandertalczycy tak nie pojmowali, oni nawet nie wierzyli w Boga”, zwierzęta nie mają duszy mówi Pani Katechetka i tłumaczy dalej, że Bóg jest dobrem i  miłością! Wystarczy spojrzeć w około.

Ciekawe co mówiła „katechetka” tym w Tunezji, tym w Iraku, przecież oni też wierzą w Boga! A przecież nie tylko oni. 
Na skrawkach lądu, wiele nacji wymyśliło, że Bóg wygląda tak jak oni sobie go wyobrażają, Bóg do nich przemawia i nakazuje, by reszta niewiernych się nawróciła. A jak nie chcą dobrowolnie – no to trzeba im pomóc. 
Ot na przykład wysadzając izraelitów w autobusie pełnym dzieci. Dżihad!!! Hajda na pohańca, wyprawić się na niewiernych. „Zwierzęta’ nie mają duszy.

http://polskaprzyroda.pl/
Ot i tak potem, po takiej refleksji zerknij na rozgwieżdżone niebo, które stworzył Bóg z brodą. Tamci niewierni twierdzą, że to niebo to stworzył ich łysy Bóg, jeszcze inni twierdzą, że te gwiazdy, kosmos, to robota ich Boga, ale kto by ich słuchał.

Nie jestem wolny od swoich przyzwyczajeń, od poczucia przynależności, do stada, do terytorium, do innych gatunkowców mi bliskich. 
Nie jestem wolny od stereotypów, lęków uprzedzeń. Jestem człowiekiem, nie wielorybem. 

Szanuje wieloryby, ale nie wiem jakbym się zachował gdyby taki zamieszkał w okolicy. Może byłbym uprzedzony do niego. Nie lubił jak wypuszcza wodę nosem. Ba może udowadniałbym, że nie ma duszy. Nie chcąc się narażać innym sąsiadom, że myślę inaczej.  Może bym poszedł z widłami i innymi sąsiadami do okolicznej sadzawki, gdzie rodzina wielorybia zamieszkała w sąsiedztwie. Nie wiem.

Wiem tylko, że trudno mi zrozumieć, jak w XXI wieku można stać się zdegenerowanym zwierzęciem w imię światopoglądu, polityki, chęci zysku. A może (co na jedno wychodzi) chęci popuszczenia kulturowych kagańców, nakazów. Chęci spełnień prymitywnych zachcianek, lub zaprotestowań lub wręcz przeciwnie, manifestowań czegoś, czego za cholerę inni nie mogą zrozumieć. „Więc wtedy będę o innych mówił źle, zachowywał się wobec nich wrogo, jak jeszcze nie znajdzie to upustu moim psychologicznym chuciom to może… mordował?!” Czy to (przepraszam zwierzęta w tym misia koalę) nie jest zezwierzęcenie?

Bo jak nazwać to wszystko gdy „człowiek” zabija drugiego „człowieka”. Nie po to przecież, żeby zaspokoić swój głód, zdobyć samicę lub samca i dać szansę na przetrwanie swoich genów. No przecież nie po to, by mieć większe terytorium do polowań i posłuch w stadzie. By wymusić posłuch najbliższych genetycznie,  posiadać więcej zakopanego mięsa, trawy, orzeszków na zapas. Zwierzęta nie mają duszy, miś koala z tego wynika, także!



Ale, czy one o tym wiedzą?! Nie! 

Przecież nie myślą, nawet niektórzy mówią, że nie czują opychając się szynką, chodząc w futrach norek, gotując rosół z kury. Kura nie ma duszy, norka też.  
To że głowonogi mają więcej inteligencji niż delfiny – to pewnie wymysł zoologów. Ośmiornica, delfin, szympans, nie mają duszy, Człowiek za to ma. 
Ma prawo dane od Boga (jego Boga, np. tego z brodą), by rządzić pozostałymi gatunkami (kłopot teologiczny jest tylko z drobnoustrojami, bo Pismo nie wspomina co z nimi). 

Człowiek to brzmi dumnie. 

Człowiek umie racjonalizować. Czytanie tego tekstu może naruszyć i obrazić czyjeś wartości, przekonania  religijne,  uderzy w poczucie i jego hierarchę  wartości. Bo człowiek musi bronić swoich przekonań, bo musi … gdy nie rozumie, gdy nie może inaczej pojmować, gdy nie może zaakceptować, iż inni mogą inaczej. Że inni mogą mieć prawo do myślenia o swoim łysym Bogu jako o jedynym i wcale z tego powodu nie mają prawa ani zabijać, ani potępiać i twierdzić że … inni nie mają duszy.

To dopiero czubek góry lodowej tego co mi się nasuwa po rozmowie z ludźmi z terenu walk w obwodzie Ługańskim, z kontaktów e-mail ze Dalekim Wschodem, Syberią. Kiedyś z Nową Zelandią. Co będzie, gdy raz na zawsze udowodnione zostanie, w co nie wątpię, że życie powstało nie tylko na ziemi!? Co będzie, gdy się okaże i będzie udowodnione, w co nie wątpię, że będzie, że ‘bóg’ nie ma brody, ani nie jest łysy, a jest znacznie potężniejszy w swej istocie, ponad ludzkim zrozumieniem, a jest określeniem twórczym, unoszącym się ponad naszą małością, naszym pojmowaniem. Nad naszym pojmowaniem,  kto i dlaczego ma duszę, nad narodową dumę, chęć pokazania innym, że BÓG mój może wszystko, a twój nie! Że te porąbane kwanty, struny, wieloświaty i kot Schroedingera to jednak prawda. Boję się tylko, by nie wylądował w między czasie i w latającym talerzu jakiś zielony z czółkami i powiedział, że przyjechał nawracać Ziemian (którzy nie mają duszy) na wiarę swojego ZIELONEGO BOGA. No to, by mnie już pozbawiło wszystkich złudzeń, nawet tego, czy zwierzęta mają duszę.  

Krzysztof Hajbowicz

Moje przemyślenia dedykuje pamięci mojej nieżyjącej internetowej koleżanki Bhatty z Pendżabu, (zginęła w absurdalnym zamachu, z rąk własnego studenta, Pakistańczyka, muzułmanina) i  żyjącemu Jej Bratu Hamirowi, rodzeństwu z rodziny Gutthów. To dzięki kontaktom z nimi, oboje studiowali w latach mlodości m.in w Polsce, ten świat wydał mi się, mimo wszystko, na swój sposób piękny, i mający duszę... Nie wszędzie, ale napewno w uśmiechu dziecka, czułym dotyku kogoś bliskiego, w porannym powiewie bryzy, śpiewie ptaków w lesie czy parku,przyjacielskim uscisku dłoni, pomocy w zaniesieniu ciężkich zakupów, pochłaniając intelektualnie spektakl, koncert, wystawę, i w kilku innych miejscach, ten świat  jest dobry, czasem zachwycający... 


Prezentacja zdjęć przywiezionych z Pierwomajaska - obrazująca co tam się zdarzyło. chyba nawet nie trzeba komentarza ... Atorami prezentacji i wiekszosci z djęć są  Waleria i Sergiej Zawolni z Ukrainy, Pomagający tym którzy nie uciekli z miasta, pomagajacy tym którzy byli i dla nich są sąsiadami z ulicy. 



Ludzie stamtąd

W poniedziałkowy wieczór, w przytulnej kawiarence Kościoła Chrześcijan Baptystów przy ulicy Jagiellońskiej, spotkało się około trzydzieści osób. Przyszli posłuchać bezpośredniego przekazu słów uchodźców o losach osób  mieszkających w Pirewomajsku, w obwodzie Ługańskim. To we wschodniej części Ukrainy, przy granicy z Rosją. Graniczy z nią od północy, wschodu i południa. Na zachodzie graniczy z obwodem Donieckim i Charkowskim. Czyli z samego tygla obecnie toczących się tam walk.

Waleria i Sergiej  Zawalni mając okazję do spotkania z najstarszą córką, która znalazła wraz z mężem schronienie tu w Malborku, opowiadali o okropnościach jakie za sobą niesie wojna. Oni dotknęli jej, a właściwie ona dotknęła ich, niosąc strach, śmierć, utratę bliskich i znanych im ludzi z dzielnicy, z miasta w którym żyli.

A żyli i pracowali jeszcze do niedawna spokojnie.  Ciesząc się wspólnotą do której należą, angażując w życie społeczne, kulturę. Waleria była muzykiem, dyrygentem jednego z dwóch chórów  wspólnoty Chrześcijan Baptystów. Ich kościół był nie tylko miejscem spotkań i nabożeństw. Pełnił rolę kulturotwórczą, integrował środowiska, zajmował się dziećmi, organizował kolonie, skupiał młodych twórców, ale i służył pomocą innym potrzebującym, i to bez względu na wyznanie i przynależność religijną.

Był i służył … chociaż w pewnym sensie służy nadal organizując pomoc dla tych wszystkich, którzy zostali w mieście.  Nie ma już pięknej budowli sakralnej, nie ma w praktyce miasta jako organizmu. Separatyści spalili im kościół. Bo uważają, że Baptyści są wrogimi agentami USA i Unii Europejskiej. Ale nie oszczędzali też prawosławnych, bo też nie należą pod jurysdykcję patriarchy Moskiewskiego a Kijowskiego. Zresztą w tej chwili zarówno zwolennicy jak i ci, którzy nie chcieli Republiki Donieckiej siedzą po piwnicach bojąc się o swoje życie. Nie mają co jeść, trzęsąc się z zimna, bo nie ma gazu a często prądu i zastanawiając się jak zostali oszukani, omamieni i wciągnięci w wir wojny.
Waleria Zawalna opowiadała, że gdy pada pocisk, rakieta, granat jakieś pięćset metrów obok to jest bardzo strasznie, ale jak trzydzieści to nie ma różnicy czy zabiją cię odłamki, czy dostaniesz zawału serca. Tego nie da się opisać – mówiła pani Waleria.

To co usłyszałem w raz z innymi  od państwa Zawalnych, jest czymś niewyobrażalnym dla nas patrzących tu w telewizory.  To o czym mówili, powodowało jedynie ciszę w salce. A radośnie trzaskający ogień w kominku, ciasto na stołach,  było czymś nienaturalnie obcym dla tej opowieści o ludzkich losach. Gdyby nie to, że rodzina co pewien czas wspólnie obdarowywała  słuchaczy pięknymi ukraińskimi pieśniami religijnymi i narodowymi, to pewnie łzy pociekłyby ciurkiem z niejednych oczu.

Tam teraz nie ma różnicy między ludźmi ich wyznaniami, poglądami – Ci,  którym udało się uciec z miasta, pomagają tym, którzy tam, z różnych powodów zostali, na przykład opiekując się chorymi, starszymi z rodziny. A zostało sporo ludzi. Często bojąc się separatystów, i tej ogromnie mieszającej w głowach propagandy. Separatyści ostrzegają, że Ukraińcy wyłapują uchodźców i umieszczają w specjalnych obozach. Pozwala to trzymać w szachu tych co pozostali, i opowiadać światu, że się o nich troszczą i nimi opiekują. Jednak ucieczka z miasta grozi jak najbardziej śmiercią, a i dowóz żywności również. Snajperzy pilnują ulic, więc nikt przy zdrowych zmysłach nie trzyma się chodników i dróg. Separatyści zabrali mieszkańcom większość samochodów. Nieliczne, uratowane przed konfiskatą pomagają w wywozie dzieci z niebezpiecznej strefy.  Mają napisy  na karoserii „dzieci”, jest szansa, że nie zostaną ostrzelane.

Przywożenie żywności odpowiada trochę naszym wyobrażeniom z II wojny. Przywożący ryzykują, że separatyści potraktują ich jak spekulantów. Ryzykują, chociaż wwożą i rozdają  potrzebne rzeczy  za darmo.  Rodzina Zawalnych do takich organizatorów pomocy należy. Zbierają potrzebne produkty, lekarstwa i wwożą w obszar walk, w obszar miasta. Często znamiennym dla czasu XXI wieku narzędziem jest internet – gdy środki łączności nie działają, ludzi można informować poza kontrolą separatystów, gdzie przywieziona zostanie pomoc.  Jest szansa, że przywożący będą bardzo skuteczni i … przeżyją.  Pozostałe znamiona XXI wieku widoczne są … w postaci coraz to nowocześniejszych rodzajach sprzętu i narzędzi do zadawania śmierci.

Wielu ludzi w Pierwomajsku, żyjąc w piwnicach bloków, domów, kamienic jest w takim stanie, że chce „tylko” przeżyć. Czasem strach przed ostrzałem, jest tak wielki, że nie wychodzą z kryjówek i umierają … z głodu. Waleria opisywała taką sytuację z ulicy gdzie mieszkała. Według nieoficjalnych danych – bo trudno jest zweryfikować ilość, to na ich ogląd zmarło w tamtym miejscu ponad 36 osób z głodu.  A wielu ginie od kul, rakiet, granatów – to  przecież cywile.

- To wielki przywilej a zarazem odpowiedzialność pomagać – mówi skromnie ale z przekonaniem pani Waleria – poprzez te trudności ludzie, bez względu na denominacje, bez względu do jakiego kościoła należeli, czy wierzyli  tak w ogóle, są bliżej siebie, pomagają sobie nawzajem. Nam się udało opuścić miasto po dziesięciu dniach walk o nie. Mieliśmy nadzieję, że przyjdą ukraińskie wojska  i  nas  odbiją. Niestety nie,  teraz spłacamy dług, wobec tych co tam zostali,  pomagamy im, wozimy to co najbardziej potrzebują bez względu na to, kim są. Zbieramy pomoc dla tamtych ludzi. Dlatego znaleźliśmy się w Polsce. Dzięki zgodzie Rady Zborów Kościoła Chrześcijan Baptystów, jeździmy i opowiadamy, prosząc o potrzebną pomoc.  Byliśmy w Żyrardowie, Warszawie, Białymstoku, Hajnówce,  i w innych zborach Baptystów.

Gdy czytacie Państwo te słowa, Sergiej i Waleria wracają do strefy buforowej pod linią frontu. Mieli wizę na 20 dni, nie zostali, jadą ryzykować, jadą pomagać, uważając, że tam są najbardziej potrzebni. 

Nie jest prosto mi komentować, to co usłyszałem w tamten poniedziałkowy wieczór. Jakbym chciał to określić kilkoma słowami, to najłagodniejszymi określeniami byłby; przerażający smutek i osłupienie. Nie wydaje mi się też, żeby ci ludzie przedstawiali jakąś nieprawdopodobną wersję zdarzeń.  Strachu i łamiącego głosu nie sposób cynicznie udawać nie budząc podejrzeń A Oni mówili o  śmierci i paradoksalnie o nadziei,  to się wyczuwało. Jak powiedział mi Marek Burdzy;
- Jesteśmy wspólnotą, która sobie ufa, a zaproszenie przez Radę Zborów podkreśla znaczenie działań. Możemy być pewni, że efekty ich zaangażowania z całą pewnością trafią we właściwe miejsce. Na początku grudnia 2014 roku dowiedziałem się od przyjaciół w Gdańsku, że przyjechała tam grupa chrześcijan uchodźców ukraińskich, szukających schronienia w Polsce. Jestem chrześcijaninem należącym do Kościoła Baptystów moje życie opiera się na słowach Jezusa, który od wielu lat jest dla mnie trwałym niezmiennym fundamentem. Decyzja o pomocy zapadła w ciągu trzech dni, nie wahałem się. Razem z moją żoną mamy dom, który chcemy sprzedać, zdecydowaliśmy, że na razie zamieszkają tam ludzie którzy są w potrzebie. Wiele osób i instytucji  angażowało się spontanicznie w tę pomoc. Dostarczali potrzebne rzeczy, pościel, koce, kołdry, żywność tak na początek. Pomagał zaprzyjaźniony Kościół Zielonoświątkowy. Pomagał Hotel Dedal m.in. meblami. Dyrektor ze Szkoły Podstawowej nr 9 pomogła dwójce uczniów, którzy zaczęli naukę w szkole, pomógł również  Dyrektor I liceum w Malborku przyjmując ucznia do szkoły. Pomagała pani Jastrzębska z języka rosyjskiego,  a i również burmistrz Malborka ma swój  udział w tej pomocy. Firma Arkona i inni. Przyjaciele z Ukrainy uczą się języka polskiego pod okiem pani Pauliny. I tak dalej, i tak dalej. Myślę, że jeszcze przyjedzie do Malborka kilka  rodzin. Zachęcam więc wszystkich do niesienia pomocy, tak jak potrafimy, to będzie nasza ewangelia w życiu.

- Trzeba pomagać zwykłym ludziom  - mówi Pastor Krzysztof Karwan - którzy wbrew swej woli zostali wplątani w "wielką, brudną politykę". Dlatego jako wspólnota chcemy być zaangażowani w niesienie praktycznej pomocy uchodźcom, do czego też zachęcamy, starając się przedstawić informacje z "pierwszej ręki", a te bywają niezwykle różne od tych z mainstreamowych źródeł. Wierzę, że kontakty ze zwykłymi ludźmi stamtąd, że zwykła rozmowa przybliża nas do siebie, a wydarzenia oglądane w TV stają się niezwykle realne. Bądźmy otwarci i pomagajmy.
 
Gdy rozmawiałem z Pastorem Krzysztofem Karwanem, i Markiem Burdzy doszła nas wiadomość, że separatyści ogłosili, iż „każde (zajęte przez nich. Przyp.Red) miasto ma wystawiać grupy mężczyzn do poboru, do walki … dobrowolnie, bo jak nie, to sami wezmą”
W imię czego ?! Większość tamtejszych ludzi, z tego co można było wywnioskować ze słów uchodźców z Ukrainy, nie rozumie „po co i dlaczego … są zabijani”. Bo jak można zrozumieć? To jako żywo, nie przypomina XXI wieku, tylko jakieś absurdalne cofnięcie się w czasie i cywilizacji.
Na pytanie kim są separatyści oboje, Sergiej i Waleria nie umieli wprost odpowiedzieć. Mówili, że wielu to zwykli kryminaliści. Na przykład merem miasta był oswobodzony z więzienia skazaniec za morderstwo, reszta cóż…
Czuliśmy tylko, że nie potrafią lub nie chcą nazwać ich po imieniu. Tych, którzy tam się znaleźli z innego mocarstwa uzbrojeni po zęby, przywożąc ciężką, nowoczesną broń. Mówili na nich … ci od „Wielkiego Brata”. Ale gdy okaże się, że to nowe zarządzenie separatystów wejdzie w życie, to ludzie będą ginąć w bratobójczej, niechcianej wojnie ze strachu, by samemu przeżyć. Czy tak ma wyglądać XXI wiek, czy może to preludium do jeszcze gorszych scenariuszy. Oby nie!
Krzysztof Hajbowicz
APLA
I Ty możesz pomóc mieszkańcom Pierwomajska wysyłając środki na konto;
Kościół Chrześcijan Baptystów.
00-865 Warszawa; ul. Waliców 25
22 1050 1559 1000 0023 2180 4466
ING Bank śląski S.A.
Tytuł; „Ukraina”

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Print Friendly and PDF